Pozostając wciąż w listopadowym klimacie Święta Wszystkich Zmarłych, napiszę s
łów kilka, o tym, jak ważną częścią życia Rumunów, jest pamięć o zmarłych. Święta Zmarłych, co prawda pierwszego listopada nie obchodzą, jednak jest kilka dni w roku, które poświęcone są modlitwie, oraz obrzędom ku czci wszystkich tych kt
órzy odeszli. Kobiety, w przeddzień takiego święta większość dnia spędzają w kuchni, przygotowując posiłki, które następnego dnia poświęcane są podczas Mszy Świętej, a następnie rozdawane ludziom. Obowiązkowa jest coliva (gotowana pszenica z orzechami i miodem), która sporządzana jest tylko i wyłącznie ku czci zmarłych.
|
coliva zrobiona przez moją teściową. |
Jedzenie rozdawane jest na kupionych specjalnie na tę okazje talerzach. W spiżarni mam doś
ć sporą skrzynkę, w której owe talerze przechowuje, bo i cóż z nimi czynić, jeśli każdy z innej parafii? Zapytałam kiedyś moją teściową - Czyż nie lepiej kupować coś bardziej funkcjonalnego ?
Od tej pory teściowa rozdaje na ślicznych półmiskach, które każda gospodyni domowa z miłą chęcią wykorzysta w swojej kuchni. Nasza Biania uwielbia roznosić, jak i dostawać, gdyż na każdym z otrzymanym talerzu, dzieciaki zawsze znajdą coś słodkiego do spałaszowania, a słodycze to ona uwielbia.
Opr
ócz świąt w którym zanoszone są modlitwy za wszystkich zmarłych, wspomina się konkretne osoby z rodziny. Wydaje się wtedy ucztę na cześć zmarłego, zapraszając rodzinę oraz sąsiadów. Nie raz zostawałam zapraszana na tego rodzaju poczęstunek. Szczególnie jeden z nich utkwił mi głęboko w pamięci.
Właśnie wracałam ze sklepu, z torbą pełną zakupów, kiedy bardzo miły sąsiad, zaprosił mnie na poczęstunek, wydawany na cześć jego zmarłej mamy. Była sobota, gdzieś około godziny jedenastej. Odmawiać nie wypada, zresztą tę zmarłą panią bardzo lubiłam. Wzięłam więc Bianię aby to mi raźniej było, i poszłam. Męża zabrać nie mogłam, ponieważ tutejszy zwyczaj jest taki, że do zmarłej kobiety przeważnie zaprasza się panie, mąż uczestnicy w tych dla panów, gdy to biesiaduje się, aby upamiętn
ić zmarłego mężczyznę.
Wiecie jak ja się wtedy objadłam!!!
Pyszna swojska kwaśnica z kiszonej kapusty prosto z dębowej beczki, obłędne malusie gołąbki w liściach również z tejże kapuchy kiszonej (sarmale) z mamałygą (potrawa z kaszy kukurydzianej), swojskie grillowane kurczaki z ryżem i warzywami (coś na podobne risotto), prosto z wiejskiego ogródka, pachnące drożdżowe baby z orzechowym nadzieniem (cozonac).
Właśnie w początkowej ciąży z Anusią byłam, więc te wszystkie pyszności, a przede wszystkim kwaśności tak mi wyjątkowo smakowały, że żadnym się oprzeć nie mogłam. Do tego biesiada odbywała się na dworze, ciepłe, wiosenne słonko przygrzewało. Kobiet, dziewczyn, dziewczynek chyba z pie
ćdziesiąt się zebrało.
Gwarno zrobiło się jak w ulu, bo przecież okazja na pogaduchy to najlepsza. Gospodarz domu, spory dzbanuszek śliwowicy, pędzonej z tutejszych śliwek, mi nalał. Malutki łyczek tego aromatycznego trunku wzięłam, potem już tylko usta maczałam, a resztę co chwila na zielona trawkę wylewałam na cześć przesympatycznej zmarłej. Na więcej ze względu na m
ój stan, pozwolić sobie nie mogłam, tlumaczy
ć też ludziom nie chciałam powodu mojej abstynencji, bo wtedy to dopiero zawrzałoby od dyskusji i porad w sędziwym wieku sąsiadek w chustkach na głowach, a tego raczej unikną
ć w tym czasie wolałam.
Myślę ze świętej pamięci kobiecinie, bardzo było miło,gdy na nas biesiadujących, z góry patrzyła, a ja pow
tórzyć raz jeszcze muszę - Ależ się wtedy objadłam!!!!